czwartek, stycznia 11, 2007

...


jedziemy na Polunie
 
 

Palmy + swiateczne lampki
  Posted by Picasa

i jeszcze kilka zdjec

 
 
  Posted by Picasa

jedziemy do El Rosario

  Posted by Picasa

En Mexico

Nasz kolejny trip. Najpierw fru do Philly, Kasiolek pod pache i dalej - prosto do California Baja. A gdzie to? zaraz ponizej od Californi w USA, miedzy Pacyfikiem a Morzem Corteza (w Polsce zwanym zat Kalifornijska). Pieknie tam i bardzo pustynnie. Krajobraz pelen nieba, przestrzeni oraz kaktusow. Te ostatnie byly moimi faworytami. Kaktusy rosna tutaj na 2 albo i 3 metry, igly maja dlugie jak sznurowadla. Tworza koaktusowe zagajniki oraz zarosla. cos niesamowitego.
Przez cala Baja California idzie wlasciwie jedna droga (dlugosci 1200km, szerokosci waskich 2 pasow bez pobocza). Na pustyni swieci slonce ale do tego wieje przenikliwy wiatr. Nocami jest zimno calkiem jak w Polsce tej zimy. Miasteczka sa male i najczesciej rozciagniete wzdluz drogi (ale nie zawsze - zdarzaja sie tez takie centra jak Ensenada czy La Paz).
Ciekawostki:
Santa Rosalia - kosciolek caly zrobiony ze stali, zaprojektowany przez Eiffela, zbudowany razem z wieza, tylko zamiast do Paryza dostarczony na wybrzeze Californii.

Cabo San Lucas - miasteczko na samym poludniu polwyspu -pelne turystow oraz drogich hoteli. To tam spotyka sie Pacyfik z Morzem Corteza.

Guerrero Negro - malutkie miasteczko, calkiem brzydkie i polozone "w bok od szosy glownej", za to mozna sie z niego wyprawic na ogladanie wielorybow szarych oraz mozna obejrzec wielkie fabryki (?) soli - gdzie wysusza sie sol z morza- mysmy niestety tych atrakcji nie doswiadczyly.

San Ignatio - miasteczko -oaza w srodku pustyni. polozone w dolinie z ktorej poprostu wylewaja sie palmy! Wyglada jak raj na ziemi. spokojne, malutkie, na glownym placyku przycupnieta na scenie choineczka... A jak sie przejechac 1,5h pylistymi drogami przez pustnie mozna dostac sie do laguny z ktorej juz jest blisko do zatoki gdzie w marcu pojawia sie do 250 wielorybow! tam rodzi sie polowa wielorybow szarych na swiecie! Mysmy tez tam widzialy naszego wielorybka! :) I delfiny!

Tijuana - miasto przepelnione ludzmi, straganami oraz sklepami. pamiatkami, sombrerami, przekupniami i jedzeniami. Robi bardzo dziwne wrazenie. Dla mnie najbardziej niesamowite byla swiadomosc ze jestem w tym miejscu o ktrym czytalam na zajeciach ze to przejscie graniczne gdzie najwiecej sie przemyca ludzi oraz towarow - na granicy kolejki, tlok i kontrole... ale nic nie daja...

Stacja PEMEX po srodku pustyni. Ruina (tak jak wiele innych stacji benzynowych na tej trasie) - ktos chyba zrobil kiepski interes- czyzby pierwszy zly interes na ropie? :) tak czy siak stacja to dwie ciezarowki z plastykowymi beczkami na przyczepie z ktorych panowie nalewaja benzyny nielicznym potrzebujacym.

Nowy rok w Meksyku - w Meksyku ludzie w nowy rok nie lataja jak oszalali po ulicach ani imprezach. W zamian za to spotykaja sie z rodzinami - "jedza, pija, lulki pala". Dookola wieszaja tylko Pinadas (kartonowe cudenka z cukierkami w srodku ktore na nowy rok sie rozbija). My wiec wskoczylysmy do autobusu nocnego i nowy rok swietowalysmy w podrozy...

Nasz srodek transportu - autostop. czy niebezpieczny? - nie!. Ludzie mili, przyzwyczajeni do podwozenia innych, nie ma tez problemu z okresleniem kierunku, pisaniem znakow - jak sie stoi po jednej to wiadomo ze na poludnie, jak po drugiej to na polnoc :). Jechalysmy pick-upami (brand new, oraz straszymi), najnowsza Toyota hybrid... , tirem (rocznik '72 - niestety rozwalil sie w srodku pustyni...). Byl rowniez van przerobiony na dom (patenty lodkowe). To chyba bylo dla nas jedna z najfajniejszych przygod- to ciagle spotykanie ludzi!

Ostatnia przygoda - przejscie piechota z centrum w San Diego na lotnisko! najpierw bylo przyjemnie - deptakiem wzdluz zatoki, podziwianie super rzezb, potem zrobilo sie trudniej! ale udalo sie - i nie trzeba bylo nic placic, ani szukac autobusu, ani zuzywac benzyny! mily spacerek. A tam... na lotnisku - bujane fotele! dla czekajacych! :)