wtorek, sierpnia 26, 2008

kawal swiata bez aparata

dawno mnie nie bylo, a to z powodu rzucenia sie w wir raportu z naszego badania socjologicznego. tym razem uracze was tylko jednym zdjeciem --- specjalnie dla efTowiczow do galerii zdjec - torba eFTe nad zatoka Hann:)).
Wiecej zdjec nie bedzie bo odlozylam aparat w kat wyknczona ciaglym -niem: robieniem, pozowaniem, kadrowaniem, ogladaniem, pokazywaniem i ladowaniem.

WYJECHALYSMY

ostatni weekend spedzilysmy po drugiej stronie Dakaru w Malika. Pojechalysmy razem z naszymi wspolpracownikami. Oni pracowali nad nowym przedstawieniem, my dalej nad raportem.

Ale jak to bylo... cale zdwiwione ze wyprawa rzeczywiscie doszla do skutku dotarlysmy na wypatrzony kamping. Naszym oczom ukawaly sie cudowne chatki kryte srzecha, piaskowa plaza BEZ CHOCIAZBY JEDNEJ TOREBKI FOLIOWEJ, bez czlowieka w polu widzenia, za chatkami las, przed chatkami woda. CUDOWNIE. i wtedy.....
'ale czy wy wiecie ze tutaj jest zakaz kapania sie?'


to nie byl dowcip. z powodu zbyt wielu przypadkow utopienia sie wchodzenie do morza zostalo zakazane a straze policyjne rozstawione wzluz plazy.... ;))) prawie wrocilam.

drugiego dnia naszego pobytu kamping nawiedzil szfadron (czy 30 to szwadron?) policji. Szukali kogos kto uradl albo pobil kogos w okolicy dzien wczesniej. nie bylo to grozne ale warto podkreslic ze na naszym kapmingu bylo pewnie okolo 10 osob...

tak czy siak weekend poza domem byl super. nic tylko odglosy fal i lasu. I spaaaaaaacery po plazy. No i nie dalo sie. weszlam do wody,mysle ze zanotowano pierwszy przypadek pywania w wodzie o glebokosci nie przekraczajacej 15 cm :)

dobrze zintegrowani, wypoczeci i....... wszyscy stesknieni za domem wrocilismy na druga strone Dakaru do naszego budnego, glosnego i zatloczonego Yarakh.

W noc po moim przyjezdzie wydarzyla sie wazna rzecz. Nalezy ja upamietnic. No wiec od dawna wyczekiwana deszczowka wreszcie wdarla sie do mojego pokoju.
W srodku nocy Diorr zapalila swiatlo tym samym mnie budzac. zamaszystym ryuchem rzucila Aram na lozko (tutaj dzieci sie od takich rzutow nie budza) bo woda wlewala im sie pod materac.
Troche czulam sie jak podczas sztormu na statku - ze wszystkich stron huk deszczu, a przez otwarte drzwi widac bylo moje klapki odplywajace na druga strone korytarza.

W sumie nie bylo az tak groznie bo woda sie dopierowsaczala do naszego pokoju. Ale nastepne 30 min ja, Diorr,Matar, Eljadji i Bara spedzilismy na wlewaniu wody z domu - szuflowalismy wiadrami i wynosilismy miskami. W koncu bylo na ulicy byla jedna wielka kalurza i woda zaczela sie spowrotem wlewac. Na koniec podstawilismy miski pod dziury w dachu (10 misek nie starczylo na wszystkie dziury) i poszlismy spac.
... gdy rano wstalam na ulicy bylko tylko kilka sredniej wielkosci kaluz.... nie wiem gdzie podziala sie woda...

Brak komentarzy: