sobota, sierpnia 19, 2006

Worek roznosci

Dni mijaja teraz bardzo szybko- dzieki temu ze pol dnia spedzam na obozie.

Wlasnie dzisiaj zakonczylam drugi tydzien. Ostani dzien byl kryzysowy- dzieciaki wlazily mi na glowe, plecy, rece kolana i nogi w tym samym czasie i ledwo dotrzymalam do 15 kiedy to koncze prace. Ale caly tydzien przebiegl swietnie - znacznie normalniej niz poprzedni, wybawilam sie z dzieciakami tak jak lubie. W tym tygodniu byla na obozie dziewczynka adoptowana z Albanii 7 tyg temu- ledwo mowi po angielsku. Ma 12 lat i jest bardzo fajna, duzo czasu spedzila ze mna bo mi najlatwiej bylo sie nia porozumiec i byla to swietna zabawa. Margerita jest naprawde niesamowita, madra i bardzo bardzo odwazna!

Poza tym okazalo sie ze w Spiral Q chca zebym poprowadzila kilka warsztatow z sitodruku zanim wyjade co mi sprawilo ogromna frajde- warsztatow bedzie tylko 2 lub 3 ale tak czy siak bedzie to swietna zabawa. Najblizszy w srode:))

A dzisiaj wybieram sie z Biranem na tanczenie salsy - Brian niewyspany po trzech nocach w pracy, ale stwierdzilismy ze to ostatani okazja.


Mniej pracuje nad domem bo nie bardzo mam na to czas i energie po powrocie z pracy.

Wczoraj bylam na kolacji z bardzo fajnym moim nowym kolega z Indonezji. Poznalam go w autobusie do Nowego Jorku (bylam tam 3 tyg temu). Strasznie ciekawie sie z nim gada - a w dodtaku jest ziomem socjologiem- skonczyl socjologie religii u siebie w kraju. Troche sobie pogadalismy jak wygladaja Stany z jego perspektywy i objadalismy sie wegetarianskim miesem:))

Poza tym WRRRAAACAM juz bardzo niedlugo.

W Warszawie laduje 31 sierpnia- ale nie wiem o ktorej godzinie (jeszcze sie tego dowiem:)). Hurrraaa!

Oznacza to ze mam caly wrzesien na Polskie wakacje i organizacje (coz za rymy:)).

Troche mi juz z tego powodu smutno, ale tez sie bardzo bardzo ciesze ze wracam do siebie!:))

niedziela, sierpnia 13, 2006

Pierwszy tydzien obozu

No wiec kochani jestem po pierwszym tygodniu obozu.

Nie jest az tak zle jak to sobie wyobrazalam.

Moj dzien zaczyna sie o 6:30 - wyskakuje z lozka, pakuje lunch, rozgladam sie dookola, wsiadam na rower i mkne na stacje kolejowa. Wsiadam do pociagu i o 8:30 laduje w Gweanyed Valley. Tam czeka na mnie Kelsey w swoim rozklekotanym samochodzie. Zajezdzamy do Wawa gdzie kupujemy kawe na wynos i docieramy na miejsce obozu.

Wszystko biegnie jak w zegarku, wszystko z gory przygotowane i zorganizowane. Jest nas duzo, a dzieciakow malo. Poza tym sa one dosc grzeczne wiec nie ma wiekszych problemow. Nawet pogoda nam sprzyja bo zrobilo sie minimalnie ( a dzisiaj nawet bardzo) chlodniej!

Dni maja swoje tematy- jednego dnia uczymy o tym ze ludzie maja emocje i pomagamy je rozrozniac, drugiego uczymy o tym ze kazdy ma swoja wlasna perspektywe patrzenia na rozne rzeczy i ze nalezy uwzgledniac i starac sie zrozumiec punkt widzenia innej osoby. Trzeciego dnia uczymy o tym co to jest komunikat "ja" i dlaczego warto go urzywac... itd... Smieszne jest to ze polowa z tych rzeczy to sa rzeczy ktorych uczono nas na komunikacji interpersonalnej w tym roku. Uwarzam ze to calkiem smieszne ze dzieci w wieku 8 lat ucza sie tego, co mysmy cwiczyli na studiach!:))

Poza czescia "naukowa" jest tez czesc gier. Dave prowadzi gry - jest niesamowita kopalnia gier dla dzieci, tak ze sobie wszystko skrzetnie zapisuje, bo sa warte wykorzystania w przyszlosci. Poza tym Dave omawia gry z dziecmi tak jak my omawiamy gry na warsztatach- co dzieciaki zauwazyly z pracy w grupie, jak sie czuly, co mozna zmienic. -- bardzo mi sie to podoba!!!

To co mi sie nie podoba, to to ze dzieci musza byc takie bardzo grzeczne. Wlasciwie caly czas musza skrzetnie wykonywac polecenia (chociaz zwykle polecenia sa ciekawe), oraz musza byc skupione. Co jest bardzo trudne kiedy na dworze ladna pogoda i plac zabaw blisko. Ja bym chciala zeby mogly sie one wieceje pobawic, powariowac i poiwyglupiac. Tutaj trenuje sie dzieci zeby byly bardzo powazne i racjonalne...

No i mam duzo mieszanych uczuc co do roznych charytatywnych przedsiewziec w jakie chcemy dzieciaki angazowac. Oraz w jaki sposob rozmawiamy z nimi ze na swiecie sa biedne i bogate kraje. -- ja mam na to troche inna perspektywe, bo pochodze z innej czesci swiata. No i jakos nie ma czasu zeby to znimi omowic. Ale na szczescie pracuje tam jeszcze 2tygodnie i jeszcze sie moze nadarzyc okazja do takiej rozmowy.

piątek, sierpnia 04, 2006

Bike Church

Bike Church = Neighborhood Bike Works. Jest swietna organizacjja promujaca rowery w Filadelfii (czy ja juz cos o tym wspominalam?). Przez ostatnie 3 tygodnie pomagalam Cat (mieszka ze mna) w zajeciach dla 10-latkow gdzie reperowalismy rowery a na koniec zajec rower jest ich ( po kilku tygodniach). Dzisiaj byl koniec programu, nasze zajecia byly czescia zajec dla Freedom Schools, ktory ma na celu podtrzymywanie oraz uczenie o afro-amerykanskich tradycjach. Program na tez na celu pomoc w wyrownaniu edukacyjego poziomu i jest skierowany glownie do czarnych dzieci (nie wiem czy tylko, czy nie tylko). Tak wiec dzisiaj bylam na oficjalnym zakonczeniu, widzialam tylko kawalek, ale jest to bardzo ciekawa czesc kultury amerykanskiej, ktora nie jest tak bardzo eksponowana na codzien.

Ja sie nauczylam mase na tych zajeciach. Bo tak naprawde okazalo sie ze wiem bardzo malo, bo co z tego ze mam generalne pojecie o tym jak dzialaja hamulce, kiedy w praktyce gubie sie ktora srubka jest do ktorego rodzaju hamulcow, oraz gdzie wlasciwie lezy problem z przeskakujacym lancuchem. Wiem teraz znacznie, znacznie wiecej, Ale bardzo zaluje ze program sie juz skonczyl bo jest jeszcze masa rzeczy ktorych nie wiem!!!

Jak chcecie wiedziec wiecej o Bike Church - a naprawde warto! - zajrzyjcie sobie na strone ktora z boku podalam:))

Poczatek Obozu

We wtorek wybralam sie na spotkanie z ludzimi z ktorymi bede pracowac na obozie. (Gwenead Peace Camp). Organizowany przez kwakrow z przedmiesc Filadelfii.

Plusy - przez pierwsze dwa tygodnie bedziemy uczyc dzieciaki 10 i 11 letnie jak rozwiazywac konflikty, a w trzecim tygodniu bedziemy pokazywac im ze istnieje swiat dookola, w ktorym warto robic 'dobre" rzeczy. Caly oboz jest przygotowany bardzo profesjonalnie, na podstawie szkolenia dla doroslych o rozwiazywaniu konfliktow (pewne rozszerzenie dla mojej sciezko negocjacyjnej). Ha! Oboz zwraca mi kase za moj bilet lotniczy!:)

Minusy- program jest w pelni ulozony, wiec mam na niego bardzo maly wplyw. Moja rola (tak jak i dwoch innych councelors) bedzie zeby podarzac za dziecmi i pomagac im w czymkolwiek i we wszystkim. Dla mnie to troche trudna rola do przyjecia. Ale za to moze sie wiecej naucze. Poza tym w USA naprawde nie mozna przytulac dzieci! ;) pogadalam chwile o tym i juz wiem ze moge polozyc reke na plecach ale nie powinnam za bardzo poklepywac, oraz nie powinny mi siadac na kolanach, no a poza tym i tak nie przewiduja... troche mnie te reguly przerazaja, ale mam nadzieje ze w rzeczywistosci to wyglada troche inaczej. Poza tym sa to kwakrowie z przedmiesc Filadelfii i wiekszosc dzieci tez bedzie z przedmiesc- oznacza to dzieci z dobrych i bogatych domow, ktorym niewiele do szczescia potrzeba, ktore i tak wiedza jak rozwiazywac konflikty....

Jak widac na razie wiecej widze minusow niz plusow. Zobaczymy jak to bedzie jak sie juz caly ten kram zacznie. Bedzie to na pewno niesamowity wglad w kulture kwakrow - aktywistow. Jest ona czescia ich tradycji praktykowanej od kilku pokolen- ciekawe do czego doszli w tym czasie.

Pierogi Night

Dwa dni temu zorganizowalam u mnie w domu Pierogi Night (Ben poprosil zebym zrobila slawne polskie pierogi).

Zaserwowalam ruskie- chociaz toche dziwnie robi sie ruskie w takie upaly, my je raczej jemy zima... :)) Przepis na ruskie w USA: znalezc Ceso Fresco z Gwatemali i zmieszac z Wloska Ricotta - wydzie z tego cos podobnego do posolonego polskiego bialego sera.

tak czy siak mielismy super wieczor. Troche mi tutaj dziwnie bo moj obecny dom jest pelen indywidualistow, ktorzy gadaj ze soba 5 min, a potem rozchodza sie do swoich zadan. Malo tutaj polskiego zartowania, przepychania, opowiadania sobie nawzajem roznych rzeczy. No ale pierogarski wieczor byl super. Robilismy pierogi w trojke - Ja, Chip i Seven, a Cat siedziala i sobie z nami gadala. Zajelo nam to z 2h- przez dwie godziny sobie gadalismy , zartowalismy i opowiadalismy historie. Hurra!:)
Bylo bardzo, bardzo przyjemnie!!!!

... i strasznie upalnie. Dlatego po kolacji (kolo 23) pojechalysmy z Seven i wskoczylysmy do fontanny w srodku miasta (mojej iulubionej - z zolwiami i zabami sikajacymi woda). Bylo to wspaniale zakonczenie wieczoru w fontannie masa dzieci z rodzicami siedzacymi dookola na laweczkach, oraz mlodych i starych. Strasznie fajnie. Z dwojka dzieci poganialam sie i pochlapalam woda. Wspa-nia-le! A w dodatku fontanna jest noca podswietlana wiec wszystko to tworzylo niesamowity widok! Jeeeja.