wtorek, lipca 20, 2010

Nica without photos

Co nie znalazlo sie na zdjeciach?

Wczesne pobudki (zwykle 5:30-6 rano), codzienne wizyty w sklepie po kawe, cukier i mleko. Kladzenie sie spac razem z kurami.

Duzo czasu na czytanie, patrzenie, myslenie, podziwianie.

Olbrzymie stosy owocow na wszystkich straganach na targowisku. Tak. Targowiska to zdecydowanie moje ulubione miejsce. Owoce to moja ulubiona rzecz. Przebojem sa; mamones (odmiana liczi), pitaya (owoc kaktusa podobny do Opuncji ale totalnie rozowy), awokado, banany, maduros(dojrzale plantany).

Falbaniaste fartuszki ktore nosza wszystkie sprzedawczynie. Fartuchy maja na oko kilkanasicie albo kilkadziesiat falbaniastych falban. W falbanach ukryte sa kieszenie gdzie wygodnie mozna przez caly dzien wrzucac pieniadze.

Spacery po lesie, wsi, polu i dzungli. Nie powiem ze nie probowalam robic zdjec. Ale trudno to wszystko razem ujac... Atmosfera, odglosy, zapachy, upal, deszcz. Pochukujace malpy, poskrzypujace ptaki i ogluszajace cykady (cigarros).

Niezliczone partie yatzzi.

Niezliczone porcje ryzu z fasola, lub dla odmiany gallo pinto (fasoli z ryzem) serwowanych na kazdy posilek (ze sniadaniem wlacznie).

Prze prze prze pyszne koktajle na glownym placu w Masaya. Moj ulubiony -- awokado z mlekiem i ... coco (hmm... ale nie chodzi o kakao...)

Brak komentarzy: