czwartek, lipca 15, 2010

Nica3

Co pyzie lubia najbardziej?
oczywiscie troche sie pomeczyc. Przed przeprowadzka od Roberta i Jael z Masaya, do Alfredo do San Marcos trzeba bylo przyszykowac grunt. Tym razem doslownym sensie. Przez pol dnia pracowalismy robiac wylewke betonowa pod nasza podloge.
Bylo super. Wieczorem, umeczeni przywleklismy sie spowrotem do Masaya.
Na zdjeciu Alfredo (z lewej) i Tim (z prawej) podczas pierwszego etapu mieszania.

Kolejna wycieczka. Kolejny deszcz.
Tym razem Lago de Apoyo. W przeciwienstwie do Lago de Masaya, jest czyste i mozna w nim plywac. Lago de Apoyo zebralo sie w dziurze po starym, starutkim wulkanie. Dziura po nim jest gleeeeboka. Smiesznie sie w czyms takim plywa. Oczywiscie deszcz nie przeszkodzil nam w kapieli.
Droga nad jezioro tez byla godna uwagi. Las przez ktory szlismy byl po prostu niewiarygodnie piekny. Gigantyczne drzewa i rozmaite liscie, zbocza stromo spadajace w dol, liany zwieszajace sie z konarow drzew. Jak w bajce.
A na samym dole, nad brzegiem jeziora spotkalo nas stado malp baraszkujacych po galeziach drzew.


San Marcos. Na zdjeciu Jorge oraz Pulum (ma na imie inaczej ale nie moge zapamietac jak) podczas meczu w noge. San Marcos contra Masaya.
Mecz zorganizowali Alfredo i Roberto -- moj przyszly i moj byly gospodrz. Dzieciaki byly super zajarane wycieczka do San Marcos (45min jazdy autobusem) -- od 6 rano siedzieli gotowi na naszym ganku czekajac na gwizdek aby wyruszyc.

Wygrana druzyna po zakonczonym meczu....
Po meczu rozwiesilismy miedzy drzewami moja line do chodzenia po linie...
Chlopcy byli niesamowici. Bez rzadnych prob chodzili po lini 4-5 krokow. Byli tacy co nawet probowali biegac....

Brak komentarzy: