Widok z pobliskiego malecon - tarasu widokowego z widokiem na wode i wulkan Masaya. Widok prze prze przecudowny, jak w raju, szkoda tylko ze niestety jezioro tak zanieczyszczone przez miasto ze zupelnie nie mozna sie kapac. Dookola Masayi biegna kanaly odprowadzajace scieki i nieszystosci z ulic zalewanych w trakcie pory deszczowej prosto do jeziora.
Wycieczka na Wulkan Masaya
tak wlasnie zakonczyla sie nasza wycieczka...
Helen i Jael pod wlasnorecznie wykonana peleryna przeciwdeszczowa. Peleryna, wygodna i dwuosobwa byla wynikiem frustracji z siedzenia i czekania na koniec deszczu. Najpierw przez godzine siedzenia i czekania pod daszkiem na szczycie wulkanu na koniec burzy, a nastepnie przez 40 min = kilka partyjek w kosci= czekania u wylotu parku na koniec deszczu.
Tak wygladala paszcza wulkanu, tuz przed tym jak zaczelo padac. Bylo gites.
W trakcie 1,5 godzinnej wspinaczki w upale na wulkan. Jael podczas chwili przerwy. Obserwatorzy zauwaza czego nie zauwazylysmy my- zmeczone upalem- ze za nami zbieraly sie juz chmury z chlodzacym deszczem...
Widok w Masaya na ulice przy ktorej pomieszkuje. Nie wiem czy widac ale widok jest piekny. Ulica-- droga- ginie w gaszczu zieleni. Drzewko po lewej jest drzewkiem przed moimi drzwiami.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz