Wczoraj odbyla sie dlugowyczekiwana impreza urodzinowa Cedrica. Synka Jael i Roberto. Z tej okazji zjedlismy gigantyczny tort, wyruszylismy na podboj lokalnego fast fooda gdzie Cedric wybiegal sie na kolorowych rurach (niektorzy znaja je z Hula-Kula...), rozbilismy kolejna pinata . Dla Cedrica wspolnymi silami stworzylismy wielkiego rozowego slonia, ktory kryl w sobie conajmniej tyle cukierow co jego poprzedniczki- pilki do nogi.
Po zjedzeniu tortu odbyla sie bitwa na lukier....
Przegralam w niej tragicznie... Ja i Jael...
A tutaj 2 dowody na to ze odwiedzilam Managua. Stolica Nicaragui slynie z tego ze nie ma w niej nic ciekawego, jest chaotycznie zbudowana, a wszystko co bylo piekne r0zpadlo sie podczas trzesienia ziemi w 1972 i nigdy nie zostalo odbudowane.
Ponizej zdjecie z jednego z niewielu ocalalych budynkow -- starej katedry. Zostala tylko skorupa budynku. Wyglada niesamowicie, na scianach pozostaly malowidla, jednak poza tym budynek jest pusty.
Roberto na tle muszli koncertowej. Nie moglismy podejsc blizej bo muszla jest wlasnie szykowana na obchody 31 rocznicy rewolucji, obchody w najblizsza niedziele...
fs
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
ale fajnie!!!!:))) ściski!
Prześlij komentarz