Ostatnie dni milaly mi najmilej na swiecie i smutno bo sie trzeba pozegnac. To chyba post najbardziej dla Ewy i Michala (nie wiem czy ktos jeszcze za oceanem czyta po polsku:)).
Strasznie bylo przyjemnie zobaczyc sie ze wszystkimi pokolei. W sobote po skonczonym obozie strasznie sie poczulam wypompowana. Ale jednoczesnie bardzo docenilam czas ze wszystkimi osobami. Z Danielem, Magdalenka, Chipem, Kaska i Wojciechem, Pamela, Emily, Brianem, Hinako, Kim, Ewa, Michalem., Talia. Strasznie to bylo duzo ludzi!
sobota, września 02, 2006
sobota, sierpnia 19, 2006
Worek roznosci
Dni mijaja teraz bardzo szybko- dzieki temu ze pol dnia spedzam na obozie.
Wlasnie dzisiaj zakonczylam drugi tydzien. Ostani dzien byl kryzysowy- dzieciaki wlazily mi na glowe, plecy, rece kolana i nogi w tym samym czasie i ledwo dotrzymalam do 15 kiedy to koncze prace. Ale caly tydzien przebiegl swietnie - znacznie normalniej niz poprzedni, wybawilam sie z dzieciakami tak jak lubie. W tym tygodniu byla na obozie dziewczynka adoptowana z Albanii 7 tyg temu- ledwo mowi po angielsku. Ma 12 lat i jest bardzo fajna, duzo czasu spedzila ze mna bo mi najlatwiej bylo sie nia porozumiec i byla to swietna zabawa. Margerita jest naprawde niesamowita, madra i bardzo bardzo odwazna!
Poza tym okazalo sie ze w Spiral Q chca zebym poprowadzila kilka warsztatow z sitodruku zanim wyjade co mi sprawilo ogromna frajde- warsztatow bedzie tylko 2 lub 3 ale tak czy siak bedzie to swietna zabawa. Najblizszy w srode:))
A dzisiaj wybieram sie z Biranem na tanczenie salsy - Brian niewyspany po trzech nocach w pracy, ale stwierdzilismy ze to ostatani okazja.
Mniej pracuje nad domem bo nie bardzo mam na to czas i energie po powrocie z pracy.
Wczoraj bylam na kolacji z bardzo fajnym moim nowym kolega z Indonezji. Poznalam go w autobusie do Nowego Jorku (bylam tam 3 tyg temu). Strasznie ciekawie sie z nim gada - a w dodtaku jest ziomem socjologiem- skonczyl socjologie religii u siebie w kraju. Troche sobie pogadalismy jak wygladaja Stany z jego perspektywy i objadalismy sie wegetarianskim miesem:))
Poza tym WRRRAAACAM juz bardzo niedlugo.
W Warszawie laduje 31 sierpnia- ale nie wiem o ktorej godzinie (jeszcze sie tego dowiem:)). Hurrraaa!
Oznacza to ze mam caly wrzesien na Polskie wakacje i organizacje (coz za rymy:)).
Troche mi juz z tego powodu smutno, ale tez sie bardzo bardzo ciesze ze wracam do siebie!:))
Wlasnie dzisiaj zakonczylam drugi tydzien. Ostani dzien byl kryzysowy- dzieciaki wlazily mi na glowe, plecy, rece kolana i nogi w tym samym czasie i ledwo dotrzymalam do 15 kiedy to koncze prace. Ale caly tydzien przebiegl swietnie - znacznie normalniej niz poprzedni, wybawilam sie z dzieciakami tak jak lubie. W tym tygodniu byla na obozie dziewczynka adoptowana z Albanii 7 tyg temu- ledwo mowi po angielsku. Ma 12 lat i jest bardzo fajna, duzo czasu spedzila ze mna bo mi najlatwiej bylo sie nia porozumiec i byla to swietna zabawa. Margerita jest naprawde niesamowita, madra i bardzo bardzo odwazna!
Poza tym okazalo sie ze w Spiral Q chca zebym poprowadzila kilka warsztatow z sitodruku zanim wyjade co mi sprawilo ogromna frajde- warsztatow bedzie tylko 2 lub 3 ale tak czy siak bedzie to swietna zabawa. Najblizszy w srode:))
A dzisiaj wybieram sie z Biranem na tanczenie salsy - Brian niewyspany po trzech nocach w pracy, ale stwierdzilismy ze to ostatani okazja.
Mniej pracuje nad domem bo nie bardzo mam na to czas i energie po powrocie z pracy.
Wczoraj bylam na kolacji z bardzo fajnym moim nowym kolega z Indonezji. Poznalam go w autobusie do Nowego Jorku (bylam tam 3 tyg temu). Strasznie ciekawie sie z nim gada - a w dodtaku jest ziomem socjologiem- skonczyl socjologie religii u siebie w kraju. Troche sobie pogadalismy jak wygladaja Stany z jego perspektywy i objadalismy sie wegetarianskim miesem:))
Poza tym WRRRAAACAM juz bardzo niedlugo.
W Warszawie laduje 31 sierpnia- ale nie wiem o ktorej godzinie (jeszcze sie tego dowiem:)). Hurrraaa!
Oznacza to ze mam caly wrzesien na Polskie wakacje i organizacje (coz za rymy:)).
Troche mi juz z tego powodu smutno, ale tez sie bardzo bardzo ciesze ze wracam do siebie!:))
niedziela, sierpnia 13, 2006
Pierwszy tydzien obozu
No wiec kochani jestem po pierwszym tygodniu obozu.
Nie jest az tak zle jak to sobie wyobrazalam.
Moj dzien zaczyna sie o 6:30 - wyskakuje z lozka, pakuje lunch, rozgladam sie dookola, wsiadam na rower i mkne na stacje kolejowa. Wsiadam do pociagu i o 8:30 laduje w Gweanyed Valley. Tam czeka na mnie Kelsey w swoim rozklekotanym samochodzie. Zajezdzamy do Wawa gdzie kupujemy kawe na wynos i docieramy na miejsce obozu.
Wszystko biegnie jak w zegarku, wszystko z gory przygotowane i zorganizowane. Jest nas duzo, a dzieciakow malo. Poza tym sa one dosc grzeczne wiec nie ma wiekszych problemow. Nawet pogoda nam sprzyja bo zrobilo sie minimalnie ( a dzisiaj nawet bardzo) chlodniej!
Dni maja swoje tematy- jednego dnia uczymy o tym ze ludzie maja emocje i pomagamy je rozrozniac, drugiego uczymy o tym ze kazdy ma swoja wlasna perspektywe patrzenia na rozne rzeczy i ze nalezy uwzgledniac i starac sie zrozumiec punkt widzenia innej osoby. Trzeciego dnia uczymy o tym co to jest komunikat "ja" i dlaczego warto go urzywac... itd... Smieszne jest to ze polowa z tych rzeczy to sa rzeczy ktorych uczono nas na komunikacji interpersonalnej w tym roku. Uwarzam ze to calkiem smieszne ze dzieci w wieku 8 lat ucza sie tego, co mysmy cwiczyli na studiach!:))
Poza czescia "naukowa" jest tez czesc gier. Dave prowadzi gry - jest niesamowita kopalnia gier dla dzieci, tak ze sobie wszystko skrzetnie zapisuje, bo sa warte wykorzystania w przyszlosci. Poza tym Dave omawia gry z dziecmi tak jak my omawiamy gry na warsztatach- co dzieciaki zauwazyly z pracy w grupie, jak sie czuly, co mozna zmienic. -- bardzo mi sie to podoba!!!
To co mi sie nie podoba, to to ze dzieci musza byc takie bardzo grzeczne. Wlasciwie caly czas musza skrzetnie wykonywac polecenia (chociaz zwykle polecenia sa ciekawe), oraz musza byc skupione. Co jest bardzo trudne kiedy na dworze ladna pogoda i plac zabaw blisko. Ja bym chciala zeby mogly sie one wieceje pobawic, powariowac i poiwyglupiac. Tutaj trenuje sie dzieci zeby byly bardzo powazne i racjonalne...
No i mam duzo mieszanych uczuc co do roznych charytatywnych przedsiewziec w jakie chcemy dzieciaki angazowac. Oraz w jaki sposob rozmawiamy z nimi ze na swiecie sa biedne i bogate kraje. -- ja mam na to troche inna perspektywe, bo pochodze z innej czesci swiata. No i jakos nie ma czasu zeby to znimi omowic. Ale na szczescie pracuje tam jeszcze 2tygodnie i jeszcze sie moze nadarzyc okazja do takiej rozmowy.
Nie jest az tak zle jak to sobie wyobrazalam.
Moj dzien zaczyna sie o 6:30 - wyskakuje z lozka, pakuje lunch, rozgladam sie dookola, wsiadam na rower i mkne na stacje kolejowa. Wsiadam do pociagu i o 8:30 laduje w Gweanyed Valley. Tam czeka na mnie Kelsey w swoim rozklekotanym samochodzie. Zajezdzamy do Wawa gdzie kupujemy kawe na wynos i docieramy na miejsce obozu.
Wszystko biegnie jak w zegarku, wszystko z gory przygotowane i zorganizowane. Jest nas duzo, a dzieciakow malo. Poza tym sa one dosc grzeczne wiec nie ma wiekszych problemow. Nawet pogoda nam sprzyja bo zrobilo sie minimalnie ( a dzisiaj nawet bardzo) chlodniej!
Dni maja swoje tematy- jednego dnia uczymy o tym ze ludzie maja emocje i pomagamy je rozrozniac, drugiego uczymy o tym ze kazdy ma swoja wlasna perspektywe patrzenia na rozne rzeczy i ze nalezy uwzgledniac i starac sie zrozumiec punkt widzenia innej osoby. Trzeciego dnia uczymy o tym co to jest komunikat "ja" i dlaczego warto go urzywac... itd... Smieszne jest to ze polowa z tych rzeczy to sa rzeczy ktorych uczono nas na komunikacji interpersonalnej w tym roku. Uwarzam ze to calkiem smieszne ze dzieci w wieku 8 lat ucza sie tego, co mysmy cwiczyli na studiach!:))
Poza czescia "naukowa" jest tez czesc gier. Dave prowadzi gry - jest niesamowita kopalnia gier dla dzieci, tak ze sobie wszystko skrzetnie zapisuje, bo sa warte wykorzystania w przyszlosci. Poza tym Dave omawia gry z dziecmi tak jak my omawiamy gry na warsztatach- co dzieciaki zauwazyly z pracy w grupie, jak sie czuly, co mozna zmienic. -- bardzo mi sie to podoba!!!
To co mi sie nie podoba, to to ze dzieci musza byc takie bardzo grzeczne. Wlasciwie caly czas musza skrzetnie wykonywac polecenia (chociaz zwykle polecenia sa ciekawe), oraz musza byc skupione. Co jest bardzo trudne kiedy na dworze ladna pogoda i plac zabaw blisko. Ja bym chciala zeby mogly sie one wieceje pobawic, powariowac i poiwyglupiac. Tutaj trenuje sie dzieci zeby byly bardzo powazne i racjonalne...
No i mam duzo mieszanych uczuc co do roznych charytatywnych przedsiewziec w jakie chcemy dzieciaki angazowac. Oraz w jaki sposob rozmawiamy z nimi ze na swiecie sa biedne i bogate kraje. -- ja mam na to troche inna perspektywe, bo pochodze z innej czesci swiata. No i jakos nie ma czasu zeby to znimi omowic. Ale na szczescie pracuje tam jeszcze 2tygodnie i jeszcze sie moze nadarzyc okazja do takiej rozmowy.
piątek, sierpnia 04, 2006
Bike Church
Bike Church = Neighborhood Bike Works. Jest swietna organizacjja promujaca rowery w Filadelfii (czy ja juz cos o tym wspominalam?). Przez ostatnie 3 tygodnie pomagalam Cat (mieszka ze mna) w zajeciach dla 10-latkow gdzie reperowalismy rowery a na koniec zajec rower jest ich ( po kilku tygodniach). Dzisiaj byl koniec programu, nasze zajecia byly czescia zajec dla Freedom Schools, ktory ma na celu podtrzymywanie oraz uczenie o afro-amerykanskich tradycjach. Program na tez na celu pomoc w wyrownaniu edukacyjego poziomu i jest skierowany glownie do czarnych dzieci (nie wiem czy tylko, czy nie tylko). Tak wiec dzisiaj bylam na oficjalnym zakonczeniu, widzialam tylko kawalek, ale jest to bardzo ciekawa czesc kultury amerykanskiej, ktora nie jest tak bardzo eksponowana na codzien.
Ja sie nauczylam mase na tych zajeciach. Bo tak naprawde okazalo sie ze wiem bardzo malo, bo co z tego ze mam generalne pojecie o tym jak dzialaja hamulce, kiedy w praktyce gubie sie ktora srubka jest do ktorego rodzaju hamulcow, oraz gdzie wlasciwie lezy problem z przeskakujacym lancuchem. Wiem teraz znacznie, znacznie wiecej, Ale bardzo zaluje ze program sie juz skonczyl bo jest jeszcze masa rzeczy ktorych nie wiem!!!
Jak chcecie wiedziec wiecej o Bike Church - a naprawde warto! - zajrzyjcie sobie na strone ktora z boku podalam:))
Ja sie nauczylam mase na tych zajeciach. Bo tak naprawde okazalo sie ze wiem bardzo malo, bo co z tego ze mam generalne pojecie o tym jak dzialaja hamulce, kiedy w praktyce gubie sie ktora srubka jest do ktorego rodzaju hamulcow, oraz gdzie wlasciwie lezy problem z przeskakujacym lancuchem. Wiem teraz znacznie, znacznie wiecej, Ale bardzo zaluje ze program sie juz skonczyl bo jest jeszcze masa rzeczy ktorych nie wiem!!!
Jak chcecie wiedziec wiecej o Bike Church - a naprawde warto! - zajrzyjcie sobie na strone ktora z boku podalam:))
Poczatek Obozu
We wtorek wybralam sie na spotkanie z ludzimi z ktorymi bede pracowac na obozie. (Gwenead Peace Camp). Organizowany przez kwakrow z przedmiesc Filadelfii.
Plusy - przez pierwsze dwa tygodnie bedziemy uczyc dzieciaki 10 i 11 letnie jak rozwiazywac konflikty, a w trzecim tygodniu bedziemy pokazywac im ze istnieje swiat dookola, w ktorym warto robic 'dobre" rzeczy. Caly oboz jest przygotowany bardzo profesjonalnie, na podstawie szkolenia dla doroslych o rozwiazywaniu konfliktow (pewne rozszerzenie dla mojej sciezko negocjacyjnej). Ha! Oboz zwraca mi kase za moj bilet lotniczy!:)
Minusy- program jest w pelni ulozony, wiec mam na niego bardzo maly wplyw. Moja rola (tak jak i dwoch innych councelors) bedzie zeby podarzac za dziecmi i pomagac im w czymkolwiek i we wszystkim. Dla mnie to troche trudna rola do przyjecia. Ale za to moze sie wiecej naucze. Poza tym w USA naprawde nie mozna przytulac dzieci! ;) pogadalam chwile o tym i juz wiem ze moge polozyc reke na plecach ale nie powinnam za bardzo poklepywac, oraz nie powinny mi siadac na kolanach, no a poza tym i tak nie przewiduja... troche mnie te reguly przerazaja, ale mam nadzieje ze w rzeczywistosci to wyglada troche inaczej. Poza tym sa to kwakrowie z przedmiesc Filadelfii i wiekszosc dzieci tez bedzie z przedmiesc- oznacza to dzieci z dobrych i bogatych domow, ktorym niewiele do szczescia potrzeba, ktore i tak wiedza jak rozwiazywac konflikty....
Jak widac na razie wiecej widze minusow niz plusow. Zobaczymy jak to bedzie jak sie juz caly ten kram zacznie. Bedzie to na pewno niesamowity wglad w kulture kwakrow - aktywistow. Jest ona czescia ich tradycji praktykowanej od kilku pokolen- ciekawe do czego doszli w tym czasie.
Plusy - przez pierwsze dwa tygodnie bedziemy uczyc dzieciaki 10 i 11 letnie jak rozwiazywac konflikty, a w trzecim tygodniu bedziemy pokazywac im ze istnieje swiat dookola, w ktorym warto robic 'dobre" rzeczy. Caly oboz jest przygotowany bardzo profesjonalnie, na podstawie szkolenia dla doroslych o rozwiazywaniu konfliktow (pewne rozszerzenie dla mojej sciezko negocjacyjnej). Ha! Oboz zwraca mi kase za moj bilet lotniczy!:)
Minusy- program jest w pelni ulozony, wiec mam na niego bardzo maly wplyw. Moja rola (tak jak i dwoch innych councelors) bedzie zeby podarzac za dziecmi i pomagac im w czymkolwiek i we wszystkim. Dla mnie to troche trudna rola do przyjecia. Ale za to moze sie wiecej naucze. Poza tym w USA naprawde nie mozna przytulac dzieci! ;) pogadalam chwile o tym i juz wiem ze moge polozyc reke na plecach ale nie powinnam za bardzo poklepywac, oraz nie powinny mi siadac na kolanach, no a poza tym i tak nie przewiduja... troche mnie te reguly przerazaja, ale mam nadzieje ze w rzeczywistosci to wyglada troche inaczej. Poza tym sa to kwakrowie z przedmiesc Filadelfii i wiekszosc dzieci tez bedzie z przedmiesc- oznacza to dzieci z dobrych i bogatych domow, ktorym niewiele do szczescia potrzeba, ktore i tak wiedza jak rozwiazywac konflikty....
Jak widac na razie wiecej widze minusow niz plusow. Zobaczymy jak to bedzie jak sie juz caly ten kram zacznie. Bedzie to na pewno niesamowity wglad w kulture kwakrow - aktywistow. Jest ona czescia ich tradycji praktykowanej od kilku pokolen- ciekawe do czego doszli w tym czasie.
Pierogi Night
Dwa dni temu zorganizowalam u mnie w domu Pierogi Night (Ben poprosil zebym zrobila slawne polskie pierogi).
Zaserwowalam ruskie- chociaz toche dziwnie robi sie ruskie w takie upaly, my je raczej jemy zima... :)) Przepis na ruskie w USA: znalezc Ceso Fresco z Gwatemali i zmieszac z Wloska Ricotta - wydzie z tego cos podobnego do posolonego polskiego bialego sera.
tak czy siak mielismy super wieczor. Troche mi tutaj dziwnie bo moj obecny dom jest pelen indywidualistow, ktorzy gadaj ze soba 5 min, a potem rozchodza sie do swoich zadan. Malo tutaj polskiego zartowania, przepychania, opowiadania sobie nawzajem roznych rzeczy. No ale pierogarski wieczor byl super. Robilismy pierogi w trojke - Ja, Chip i Seven, a Cat siedziala i sobie z nami gadala. Zajelo nam to z 2h- przez dwie godziny sobie gadalismy , zartowalismy i opowiadalismy historie. Hurra!:)
Bylo bardzo, bardzo przyjemnie!!!!
... i strasznie upalnie. Dlatego po kolacji (kolo 23) pojechalysmy z Seven i wskoczylysmy do fontanny w srodku miasta (mojej iulubionej - z zolwiami i zabami sikajacymi woda). Bylo to wspaniale zakonczenie wieczoru w fontannie masa dzieci z rodzicami siedzacymi dookola na laweczkach, oraz mlodych i starych. Strasznie fajnie. Z dwojka dzieci poganialam sie i pochlapalam woda. Wspa-nia-le! A w dodatku fontanna jest noca podswietlana wiec wszystko to tworzylo niesamowity widok! Jeeeja.
Zaserwowalam ruskie- chociaz toche dziwnie robi sie ruskie w takie upaly, my je raczej jemy zima... :)) Przepis na ruskie w USA: znalezc Ceso Fresco z Gwatemali i zmieszac z Wloska Ricotta - wydzie z tego cos podobnego do posolonego polskiego bialego sera.
tak czy siak mielismy super wieczor. Troche mi tutaj dziwnie bo moj obecny dom jest pelen indywidualistow, ktorzy gadaj ze soba 5 min, a potem rozchodza sie do swoich zadan. Malo tutaj polskiego zartowania, przepychania, opowiadania sobie nawzajem roznych rzeczy. No ale pierogarski wieczor byl super. Robilismy pierogi w trojke - Ja, Chip i Seven, a Cat siedziala i sobie z nami gadala. Zajelo nam to z 2h- przez dwie godziny sobie gadalismy , zartowalismy i opowiadalismy historie. Hurra!:)
Bylo bardzo, bardzo przyjemnie!!!!
... i strasznie upalnie. Dlatego po kolacji (kolo 23) pojechalysmy z Seven i wskoczylysmy do fontanny w srodku miasta (mojej iulubionej - z zolwiami i zabami sikajacymi woda). Bylo to wspaniale zakonczenie wieczoru w fontannie masa dzieci z rodzicami siedzacymi dookola na laweczkach, oraz mlodych i starych. Strasznie fajnie. Z dwojka dzieci poganialam sie i pochlapalam woda. Wspa-nia-le! A w dodatku fontanna jest noca podswietlana wiec wszystko to tworzylo niesamowity widok! Jeeeja.
czwartek, lipca 27, 2006
Maly update
Co u mnie? Nic szczegolnego. Pracuje sobie nad domem. Jestesm juz mistrzem z robienia naroznikow z masy gipsowej ( czy jak sie to cos nazywa po polsku). Poza tym panowie w sklepie z artykulami budowlanymi juz mnie poznaja- nawet przez telefon!:)) (Jestem ich little polish friend:)).
Troche chodze do Spiral Q.
Poza tym bardzo bardzo sie ciesze z powrotu Chucka, Pameli, Tima i Andrew do domu. Jest to moja prawdziwa tutejsza rodzina i mam mase zabawy z nimi.
Wiadomosc z ostatniej chwili - bylam na warsztatach sitodruku i zrobilam pierwszy druk ever!:))
Robie mnniej rzeczy (zgodnie z przykazaniem roznych osob co do mnnie pisaly pytajac sie co ja tak ganiam jak wariat!- no to juz nie ganiam:)).
Troche tesknie za Polskimi wakacjami, szczegolnie za splywem kajakowym oraz pupczanskimi polami noca letnia. No i za ludzmi - no ale to chyba niezmiernie oczywiste. Tak wiec bardzo sie ciesze na powrot i sciskanie wszystkich.
Troche chodze do Spiral Q.
Poza tym bardzo bardzo sie ciesze z powrotu Chucka, Pameli, Tima i Andrew do domu. Jest to moja prawdziwa tutejsza rodzina i mam mase zabawy z nimi.
Wiadomosc z ostatniej chwili - bylam na warsztatach sitodruku i zrobilam pierwszy druk ever!:))
Robie mnniej rzeczy (zgodnie z przykazaniem roznych osob co do mnnie pisaly pytajac sie co ja tak ganiam jak wariat!- no to juz nie ganiam:)).
Troche tesknie za Polskimi wakacjami, szczegolnie za splywem kajakowym oraz pupczanskimi polami noca letnia. No i za ludzmi - no ale to chyba niezmiernie oczywiste. Tak wiec bardzo sie ciesze na powrot i sciskanie wszystkich.
niedziela, lipca 23, 2006
wtorek, lipca 18, 2006
Upaly
Juz troche pisalam ze tutaj goraca, ale jest tak goraca ze warto poswiecic na to osobny wpis.
JEST STRRRAAASZNIE GORACA!!!
Wczesniej myslalam sobie ze w Polsce jest kiepsko bo 1/3 roku robi sie malo rzeczy bo jest za zimno, a oni w Filadelfii maja fajnie bo zimy sa ok. Tylko ze tutaj nic sie nie da robic w wakacje bo jest za goraco.
Powietrze mozna kroic na male kawaleczki. Slonce swieci bez przerwy. W nocy wcale nie jest chlodniej, roznica jest tylko taka ze sie czlowiek nie opala;)
Co kilka dni zdarza sie ze temperatura spada o kilka stopni i robi sie parno - jeeeja , jak parno! Strumyczki sie leja z przodu i tylu.
Wszedzie kroloje klimatyzacja (a w biedniejszych przybytkach wiatraki - wszedzie).
Jakos nie wiem dlaczego mnie to tak bulwersuje. Chyba dlatego bo sie tego nie spodziewalam. Jakos nigdy nikt nie mowil "Filadelfia = tropiki". A nalezy.
No i na koniec dorzuce tylko anegdotke ze Ben i Chip sa z Florydy i teraz co chwila przyjezdzaja do nas ich znajomi --- bo u siebie nie moga wytrzymac - tutaj jest chlodniej....
JEST STRRRAAASZNIE GORACA!!!
Wczesniej myslalam sobie ze w Polsce jest kiepsko bo 1/3 roku robi sie malo rzeczy bo jest za zimno, a oni w Filadelfii maja fajnie bo zimy sa ok. Tylko ze tutaj nic sie nie da robic w wakacje bo jest za goraco.
Powietrze mozna kroic na male kawaleczki. Slonce swieci bez przerwy. W nocy wcale nie jest chlodniej, roznica jest tylko taka ze sie czlowiek nie opala;)
Co kilka dni zdarza sie ze temperatura spada o kilka stopni i robi sie parno - jeeeja , jak parno! Strumyczki sie leja z przodu i tylu.
Wszedzie kroloje klimatyzacja (a w biedniejszych przybytkach wiatraki - wszedzie).
Jakos nie wiem dlaczego mnie to tak bulwersuje. Chyba dlatego bo sie tego nie spodziewalam. Jakos nigdy nikt nie mowil "Filadelfia = tropiki". A nalezy.
No i na koniec dorzuce tylko anegdotke ze Ben i Chip sa z Florydy i teraz co chwila przyjezdzaja do nas ich znajomi --- bo u siebie nie moga wytrzymac - tutaj jest chlodniej....
Polska...
Danusia pyta czy slyszalam o zmianach w Polsce i o naszych wspanialych twinbrothers...
taaak slyszalam, wczesniej czytalam w miare regularnie gazety, ale teraz mam mniejszy dostep do internetu. Moze to z reszta i dobrze ze juz nie czytam;) Jeden moj kolega zyczyl mi nieczytania gazet, zebym napewno wrocila:)) Mysle ze az tak zle nie jest. No ale jak macie jakies ciekawe njusy albo cos sie ciekawego dzieje to piszcie, bo z gazetami bywa roznie.
Chcialam oglosic ze Polska jest slawna - Ben i Chip czytali w amerykanskich gazetach ze blizniacy rzadza Polska;)
Ja sobie polskie dyskusje funduje z Michalem i Ewa - co jakis czas sie wentylujemy i sobie wykrzykujemy co nam sie nie podoba, a potem wracamy do normy:)))
To tyle z co wiem o polsce i polskich wydarzeniach.
taaak slyszalam, wczesniej czytalam w miare regularnie gazety, ale teraz mam mniejszy dostep do internetu. Moze to z reszta i dobrze ze juz nie czytam;) Jeden moj kolega zyczyl mi nieczytania gazet, zebym napewno wrocila:)) Mysle ze az tak zle nie jest. No ale jak macie jakies ciekawe njusy albo cos sie ciekawego dzieje to piszcie, bo z gazetami bywa roznie.
Chcialam oglosic ze Polska jest slawna - Ben i Chip czytali w amerykanskich gazetach ze blizniacy rzadza Polska;)
Ja sobie polskie dyskusje funduje z Michalem i Ewa - co jakis czas sie wentylujemy i sobie wykrzykujemy co nam sie nie podoba, a potem wracamy do normy:)))
To tyle z co wiem o polsce i polskich wydarzeniach.
Brand New Home:)
Ha ha!
Od trzech nocy mieszkam juz w moim docelowym domu (tym co jest w remoncie i co nie bylo sufitu u mnie w pokoju- nadal nie ma). Jako ze nie ma sufitu to na razie rzeczy trzymam w pokoju i mojego kolegi Chipa, a spie sobie na dachu, co okazuje sie byc najlepszym mozliwym wyjsciem -bo tutaj nawet noca temperatura nie spada i w domu jest sie na granicy umarcia z dusznosci, chyba ze ktos ma klima albo wiatrak- a ja nie mam:))
Dach jest niesamowity jeszcze pod jednym wzgledem - okazuje sie ze w Filadelfii sa jacys wariaccy wielbiciele fajerwerkow i przez cala noc mozna ogladac sobie fajererki. Wlasciwie to puszczaja je w dwoch miejscach- w nieregularnych odstepach czasu. Wiec sobie mysle ze to moze jakis kurs puszczania sztucznych ogni. Tak czy siak jest fajnie bo mozna sobie jesc kolacje i ogladac- cos wspanialego.
Poza tym, co mi sie strasznie podoba- cala ciepla woda w domu jest ogrzewana przez ogrzewacz sloneczny zainstalowany na dachu! Dziala to bardzo dobrze! Nawet w nocy jest jeszcze ciepla woda.
Pietro nizej- na 2 pietrze jest pokoj Seven oraz pokoj Ben (z jego pokoju mozna zajrzec do mnie do pokoju - bo jego nie ma podlogi:)). Ostatnio do wymienionych belek dosrubowywalismy nowe dechy dla wzmocnienia - wyglada bardzo profesjonalnie.
Nowe slowa:
washers nuts, bolts, sistering, joice
Pietro pierwsze- tutaj jest pokoj Chipa i Kath i moj przyszly pokoj. Oraz lazienka ktora ma na scianach mozajki wlasnej roboty Chipa, oraz na podlodze niedokonczona mozaike oraz ciepla wode z ogrzewacza:)) Pokoj Chipa jest strasznie ladny, pelen spokoju i slonca, ma troche ksiazek i wygodna kanape.
Parter- na parterze jest living room gdzie sa 4 wygodne fotele, oraz miliard roznych-innych-rzeczy jak stol bez blatu, narzedzia, rowery, szafki biurka, kubel z gipsem itp. Z tylu domu jest kuchnia ktora wyglada bardzo smiesznie a woda ze zlewu leje sie prosto do ogrodka i podlewa kwiatki (dlatego urzywamy tylko ekologicznych plynow). Bardziej z przodu jest pokoj gdzie spi Ben (on i Chip sa wlascicielami domu) - pelen gratow i roznych foteli. Z przodu domu jest zabudowana weranda gdzie unosi sie osobliwy zapach skladowanych tam smieci.... (w Filadelfii smieci sa zabierane raz w tygodniu...) oraz miliard rowerow (sie unosi...).
Osoby lewitujace miedzy pietrami: Beth (co przyjechala na 2 tyg ) oraz David (ktory wyglada jak bohater Coffe and Cigarettes ), no i ja. Sa jeszcze dwa psy (pies Seven i pies Kath) oraz iles kur co znosza jajka.
Powoli sie zadomawiam, chociaz to jest taki troche dziwny dom takich anarchistow-indywidualistow. Kazdy chodzi swoja droga i troche stara sobie nie wchodzic w parade. Ale sie powoli z nimi zaprzyjazniam. Sa to zdecydowanie bardzo ciekawe nowe doswiadczenia a propo wszystkich moich komun i komunitarian.
Od trzech nocy mieszkam juz w moim docelowym domu (tym co jest w remoncie i co nie bylo sufitu u mnie w pokoju- nadal nie ma). Jako ze nie ma sufitu to na razie rzeczy trzymam w pokoju i mojego kolegi Chipa, a spie sobie na dachu, co okazuje sie byc najlepszym mozliwym wyjsciem -bo tutaj nawet noca temperatura nie spada i w domu jest sie na granicy umarcia z dusznosci, chyba ze ktos ma klima albo wiatrak- a ja nie mam:))
Dach jest niesamowity jeszcze pod jednym wzgledem - okazuje sie ze w Filadelfii sa jacys wariaccy wielbiciele fajerwerkow i przez cala noc mozna ogladac sobie fajererki. Wlasciwie to puszczaja je w dwoch miejscach- w nieregularnych odstepach czasu. Wiec sobie mysle ze to moze jakis kurs puszczania sztucznych ogni. Tak czy siak jest fajnie bo mozna sobie jesc kolacje i ogladac- cos wspanialego.
Poza tym, co mi sie strasznie podoba- cala ciepla woda w domu jest ogrzewana przez ogrzewacz sloneczny zainstalowany na dachu! Dziala to bardzo dobrze! Nawet w nocy jest jeszcze ciepla woda.
Pietro nizej- na 2 pietrze jest pokoj Seven oraz pokoj Ben (z jego pokoju mozna zajrzec do mnie do pokoju - bo jego nie ma podlogi:)). Ostatnio do wymienionych belek dosrubowywalismy nowe dechy dla wzmocnienia - wyglada bardzo profesjonalnie.
Nowe slowa:
washers nuts, bolts, sistering, joice
Pietro pierwsze- tutaj jest pokoj Chipa i Kath i moj przyszly pokoj. Oraz lazienka ktora ma na scianach mozajki wlasnej roboty Chipa, oraz na podlodze niedokonczona mozaike oraz ciepla wode z ogrzewacza:)) Pokoj Chipa jest strasznie ladny, pelen spokoju i slonca, ma troche ksiazek i wygodna kanape.
Parter- na parterze jest living room gdzie sa 4 wygodne fotele, oraz miliard roznych-innych-rzeczy jak stol bez blatu, narzedzia, rowery, szafki biurka, kubel z gipsem itp. Z tylu domu jest kuchnia ktora wyglada bardzo smiesznie a woda ze zlewu leje sie prosto do ogrodka i podlewa kwiatki (dlatego urzywamy tylko ekologicznych plynow). Bardziej z przodu jest pokoj gdzie spi Ben (on i Chip sa wlascicielami domu) - pelen gratow i roznych foteli. Z przodu domu jest zabudowana weranda gdzie unosi sie osobliwy zapach skladowanych tam smieci.... (w Filadelfii smieci sa zabierane raz w tygodniu...) oraz miliard rowerow (sie unosi...).
Osoby lewitujace miedzy pietrami: Beth (co przyjechala na 2 tyg ) oraz David (ktory wyglada jak bohater Coffe and Cigarettes ), no i ja. Sa jeszcze dwa psy (pies Seven i pies Kath) oraz iles kur co znosza jajka.
Powoli sie zadomawiam, chociaz to jest taki troche dziwny dom takich anarchistow-indywidualistow. Kazdy chodzi swoja droga i troche stara sobie nie wchodzic w parade. Ale sie powoli z nimi zaprzyjazniam. Sa to zdecydowanie bardzo ciekawe nowe doswiadczenia a propo wszystkich moich komun i komunitarian.
Atak Sloneczny i Plaaaza
Siedze w Spiral Q i kozystam z wolnej chwili zeby cos-niecos napisac. Oprzec sie o fotel nie moge bo mnie plecy bola. W twarz mi goraco, nogi na noge zalozyc nie moge--- tak jest zjaralam sie na sloneczku.
Okazuje sie ze w Filadelfii Slonce nie swieci tylko atakuje ludzi!!!! Strzezcie sie wszyscy ktorzy chcecie tutaj przyjechac!
Bardzo by sie wam to podobalo - mam twarz zjarana na czerwonego buraka, plecy bola mnie tak ze w nocy musialam spac na brzuchu....
Dzisiaj w Village sie nade mna Melisa zlitowala i dala jakies kremiki do smarowania.
A wszystko sie zaczelo od niewinnego pomyslu pojechania na plaze....
....W niedziele zapakowalismy sie do samochodu: Ja, Ewa, Michal, Brian i Manuel i pojechalismy brum brum na plaze. Upal mial byc straszny i tak tez bylo.
Na plazy wspaniale - upal i ludzie i nadaktywny ratownik ktory gwizdal dokladnie za kazdym razem kiedy ktos przekroczyl wyznaczone kapielisko (szerokosci 50 m). Ale bylo napawde swietnie.
Z Brianem i Michalem opracowywalismy idealne skakanie w flale i doplywanie do nich do brzegu. I to chyba wlasnie wtedy wbilam sobie gwozdz to wlasnej trumny (siedzialam w wodzie jakies 2,5 godziny conajmniej!).
Klimat naszej wycieczki byl wybitnie polski (Manuel umie juz powiedziec "tak", "nie", oraz "kurwa"); no a Brian to mowi i mowi. Nawet pan na plazy kolo nas okazalo sie ze ma korzenie polskie i ze wlasnie tydzien temu wrocil z wycieczki po Polsce! W samochodzie dominowala polska ironia (bo tutaj w USA- nie wiem czy wszystim opowiadalam - ludzie nie wiedza co to ironia i jak cos mowisz ironicznie to patrza sie na ciebie jak glupka. Okazuje sie ze jak ktos traktuje ironie powaznie to naprwde wychodza z tego dziwne rzeczy... taaa).
No a poza tym to jest strasznie smieszne jak ludzie tutaj ze soba gadaja caly czas. Jak tankowalam na stacji w drodze powrotnej i nie bylo dla mnie jasne ze to pan powinien mnie obsluzyc, to mi wytlumaczyl ze tak jest w New Jersey, wypytal ze ja teraz jestestem w Filadelfii, dopytal sie jaki jest system tam, potem jaki jest system w Polsce, potem jeszcze troszke pogadal i sie pozegnalismy. A takie to zwykle tankowanie benzyny...
Okazuje sie ze w Filadelfii Slonce nie swieci tylko atakuje ludzi!!!! Strzezcie sie wszyscy ktorzy chcecie tutaj przyjechac!
Bardzo by sie wam to podobalo - mam twarz zjarana na czerwonego buraka, plecy bola mnie tak ze w nocy musialam spac na brzuchu....
Dzisiaj w Village sie nade mna Melisa zlitowala i dala jakies kremiki do smarowania.
A wszystko sie zaczelo od niewinnego pomyslu pojechania na plaze....
....W niedziele zapakowalismy sie do samochodu: Ja, Ewa, Michal, Brian i Manuel i pojechalismy brum brum na plaze. Upal mial byc straszny i tak tez bylo.
Na plazy wspaniale - upal i ludzie i nadaktywny ratownik ktory gwizdal dokladnie za kazdym razem kiedy ktos przekroczyl wyznaczone kapielisko (szerokosci 50 m). Ale bylo napawde swietnie.
Z Brianem i Michalem opracowywalismy idealne skakanie w flale i doplywanie do nich do brzegu. I to chyba wlasnie wtedy wbilam sobie gwozdz to wlasnej trumny (siedzialam w wodzie jakies 2,5 godziny conajmniej!).
Klimat naszej wycieczki byl wybitnie polski (Manuel umie juz powiedziec "tak", "nie", oraz "kurwa"); no a Brian to mowi i mowi. Nawet pan na plazy kolo nas okazalo sie ze ma korzenie polskie i ze wlasnie tydzien temu wrocil z wycieczki po Polsce! W samochodzie dominowala polska ironia (bo tutaj w USA- nie wiem czy wszystim opowiadalam - ludzie nie wiedza co to ironia i jak cos mowisz ironicznie to patrza sie na ciebie jak glupka. Okazuje sie ze jak ktos traktuje ironie powaznie to naprwde wychodza z tego dziwne rzeczy... taaa).
No a poza tym to jest strasznie smieszne jak ludzie tutaj ze soba gadaja caly czas. Jak tankowalam na stacji w drodze powrotnej i nie bylo dla mnie jasne ze to pan powinien mnie obsluzyc, to mi wytlumaczyl ze tak jest w New Jersey, wypytal ze ja teraz jestestem w Filadelfii, dopytal sie jaki jest system tam, potem jaki jest system w Polsce, potem jeszcze troszke pogadal i sie pozegnalismy. A takie to zwykle tankowanie benzyny...
sobota, lipca 15, 2006
Spiral Q
W czwartek znalazlam wicej czasu, zebralam sie w sobie i poszlam wreszcie do Spiral Q (czyli do miejsca gdzie pomagalam budowac wielkie kukly jak bylam tutaj rok temu). Bylo strasznie, strasznie przyjemnie. Czulam sie jakbym stamtad nie wychodzila- wszyscy ludzie na swoich miejscach. Jak tylko przyszlam natychmiast zaangazowali mnie w pomaganie przy warsztatach. I przypomnialam sobie jak ja to lubie robic.
0detchnelam z ulga. Pracowanie w Village jest Ok, ale jest tez mega frustrujace. Jak tam wszystko jest zdezorganizowane to glowa mala. Homer - czlowiek ktory wymysla programy dla nastolatkow i akurat porwadzi ten przy ktorym ja pomagalam jest naprawde niesamowity. Jak juz zacznie pracowac, to bardzo go podziwiam. Ale organizacja zero. Co oznacza ze przez tydzien spotkan zrobilismy mniej wiecej tyle pracy co by sie dalo zmiescic w dwoch dniach... Siedzac tam na zajeciach uczylam sie nowych sposobow jak radzic sobie z zalewajaca mnie irytacja.... - mysle ze mi szlo calkiem niezle...;)
W Spiral Q umowilam sie bede przychodzic 3 razy w tygodniu i bede pomagac przy warsztatach ktore sa robione dla odwiedzajacych grup. Yeah!:))
Ach tak - i historia. Okazalo sie ze jestem slawna w Spiral Q, bo kiedys napisalam im maila po tym jak robilam papaer machee w Polsce, i opisalam im ze zamiast maki z tapioki (ktorej oni urzywaja a o ktorej w Polsce nikt nie slyszal) mozna urzywac maki ziemniaczanej. -- Im sie ta historia strasznie podoba, bo oni urzywaja tapioki odkad kiedys robili zajecia w chinskiej (chyba) dzielnicy i nie bylo tam zwyklej maki. Potem odkryli ze tapiokowa dziala lepiej i tak juz zostalo. No a w Polsce wiadomo co sa- ziemniole:)) - no wiec to podobno wszystkim opowiadaja z zapalem. smieeeszne.
0detchnelam z ulga. Pracowanie w Village jest Ok, ale jest tez mega frustrujace. Jak tam wszystko jest zdezorganizowane to glowa mala. Homer - czlowiek ktory wymysla programy dla nastolatkow i akurat porwadzi ten przy ktorym ja pomagalam jest naprawde niesamowity. Jak juz zacznie pracowac, to bardzo go podziwiam. Ale organizacja zero. Co oznacza ze przez tydzien spotkan zrobilismy mniej wiecej tyle pracy co by sie dalo zmiescic w dwoch dniach... Siedzac tam na zajeciach uczylam sie nowych sposobow jak radzic sobie z zalewajaca mnie irytacja.... - mysle ze mi szlo calkiem niezle...;)
W Spiral Q umowilam sie bede przychodzic 3 razy w tygodniu i bede pomagac przy warsztatach ktore sa robione dla odwiedzajacych grup. Yeah!:))
Ach tak - i historia. Okazalo sie ze jestem slawna w Spiral Q, bo kiedys napisalam im maila po tym jak robilam papaer machee w Polsce, i opisalam im ze zamiast maki z tapioki (ktorej oni urzywaja a o ktorej w Polsce nikt nie slyszal) mozna urzywac maki ziemniaczanej. -- Im sie ta historia strasznie podoba, bo oni urzywaja tapioki odkad kiedys robili zajecia w chinskiej (chyba) dzielnicy i nie bylo tam zwyklej maki. Potem odkryli ze tapiokowa dziala lepiej i tak juz zostalo. No a w Polsce wiadomo co sa- ziemniole:)) - no wiec to podobno wszystkim opowiadaja z zapalem. smieeeszne.
pod gorke
Ojejku. Dzisiaj cala technologia przeciwko mnie. Wiesc jeszcze nieoficjalna, ale niestety chyba zepsul mi sie dzisiaj komputer moj najukochanszy. Oznacza to dla mnie odwyk od niego, ale i ogromne utrudnienia. Moze, moze cos sie jeszcze da zrobic... No a przed chwila, chcialam zaladowac wiecej zdjec, a tutaj cos sie psuje na serwerze.
Traktuje to jako powazny znak, ze dzisiaj mam zakonczyc wieczor z ksiazka, a nie urzadzac sobie jakies internet-rajdy!;)
Tak wiec pozdrawiam smutno, trzymam kciuki za technologie nowego jutra jutro!
no a na dobraoc- zdjecie domu w ktorym dzisiaj spie:)) - czyli domu Chucka, Pameli i Daniela i Nancy, i Lukasa, i Tima, i Andrew, i Paula.
niedziela, lipca 09, 2006
Philadelphia Gay and Lesbian Film Festival
W czwartek razem z Talią i Allegrą poszłam na szkolenie dla wolontariuszy, którzy chcą pomagać przy festivalu (w zamian dostają darmowe bilety). Było to specjalne szkolenie, trwające 1,5 godziny dla.... przedzieraczy biletów. Tak jest! jestem zawodowym przedzieraczem! Wiem już wszystko- a przede wszystkim to, że jeśli czegoś nie rozumiem, mam problem albo wykracza poza moją wyobraźnię to mam się nie bać tylko lecieć do menagera ,który każdy problem rozwiąże w mig!;)
Przypomniał mi się festiwal filmowy Fundacji Helsińskiej, gdzie też, z Ewskiem, przedzierałyśmy bilety. Po pierwsze tutaj wszystko jest bardzo dokładnie liczone- pracujemy na 3godzinne zmiany. Jedna zmiana to jeden bilet. Można też zarabiać w inny sposób- dwie godziny roznoszenia programów = 1 bilet. Albo 1,5 godziny rozdawania ulotek przed koncertem Madonny = 1 bilet, albo 3 godziny sprzedawania biletów = 1 bilet. Wszystko można sobie dokładnie przekalkulować. To nie jest takie pospolite ruszenie ludzi, którzy chcą pomóc w dobrej sprawie. tutaj to jest biznes. Tylko że wolontariacki. Czy to dobrze czy to źle? Nie wiem.
Szkolenie naprawdę przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przez 40 min koleś nam tłumaczył jak się przedzierał bilety, podawał konkretne przykładym odgrywał scenki. -- a na koniec powiedział że jak mamy jakiekolwiek wątpliwości na miejscu to natychmiast powinniśmy lecieć prosić o pomoc, bo nic dziwnego że nie wiemy.
Z jednej strony ja z Polski wybauszam oczy - o nas nikt tak tutaj nie dba. Mówią ci drzyj bilety, a potem masz się orientować- i myśle sobie co jest nie tak z tą Ameryką.
Z drugiej strony jest to bardzo przyjemne bo zachęca żeby próbować nowych rzeczy. Ludzie są tam aby ci pomóc, a ty nie masz obowiązku umieć wszystkiego na ziemi. I rzeczywiście - wolontariuszami są młodzi i starzy, biali, czarni i azjaci. Tworzy to bardzo otwartą i zachęcającą atmostferę. -- Więc myślę sobie, że może coś w tym jest!
Warto obejrzeć sobie repertuar festiwalu. W ciągu festiwalu pokazują 140filmów, których większość została wyprodukowana w USA w 2005 albo 2006 roku!!! Niesamowite jak wielka jest produkcja filmowa w Stanach, o której my nic nie wiemy. Niesamowite również jak wielka jest produkcja filmów o tematyce gejowskiej. Bardzo mnie to , może nie zaskoczyło, co raczej dało dużo do myślenia.
A jeśli chodzi o filmy w tych tematach to wczoraj widziałam film "Secon skin" (Hiszpania 1999r, reż Gerardo Vera) - bardzo dobry film o rozterkach i romansie. Nie widziałam jeszcze filmu gdzie tak ładnie i naturalnie pokazują miłość między dwoma mężczyznami. Który w dodatku nie ogranicza się do "szokowania gejostwem", tylko gdzie historia idzie znacznie głębiej. Polecam. Ja go tak zachwalam (chociaż oglądając go denerwowałam się na bohaterów), a ciekawe czy wam się będzie podobać.
Więcej do poczytania o festiwalu w Filadelfii na stronie festiwalowej:
http://www.phillyfests.com/piglff/templates/home.cfm
Przypomniał mi się festiwal filmowy Fundacji Helsińskiej, gdzie też, z Ewskiem, przedzierałyśmy bilety. Po pierwsze tutaj wszystko jest bardzo dokładnie liczone- pracujemy na 3godzinne zmiany. Jedna zmiana to jeden bilet. Można też zarabiać w inny sposób- dwie godziny roznoszenia programów = 1 bilet. Albo 1,5 godziny rozdawania ulotek przed koncertem Madonny = 1 bilet, albo 3 godziny sprzedawania biletów = 1 bilet. Wszystko można sobie dokładnie przekalkulować. To nie jest takie pospolite ruszenie ludzi, którzy chcą pomóc w dobrej sprawie. tutaj to jest biznes. Tylko że wolontariacki. Czy to dobrze czy to źle? Nie wiem.
Szkolenie naprawdę przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Przez 40 min koleś nam tłumaczył jak się przedzierał bilety, podawał konkretne przykładym odgrywał scenki. -- a na koniec powiedział że jak mamy jakiekolwiek wątpliwości na miejscu to natychmiast powinniśmy lecieć prosić o pomoc, bo nic dziwnego że nie wiemy.
Z jednej strony ja z Polski wybauszam oczy - o nas nikt tak tutaj nie dba. Mówią ci drzyj bilety, a potem masz się orientować- i myśle sobie co jest nie tak z tą Ameryką.
Z drugiej strony jest to bardzo przyjemne bo zachęca żeby próbować nowych rzeczy. Ludzie są tam aby ci pomóc, a ty nie masz obowiązku umieć wszystkiego na ziemi. I rzeczywiście - wolontariuszami są młodzi i starzy, biali, czarni i azjaci. Tworzy to bardzo otwartą i zachęcającą atmostferę. -- Więc myślę sobie, że może coś w tym jest!
Warto obejrzeć sobie repertuar festiwalu. W ciągu festiwalu pokazują 140filmów, których większość została wyprodukowana w USA w 2005 albo 2006 roku!!! Niesamowite jak wielka jest produkcja filmowa w Stanach, o której my nic nie wiemy. Niesamowite również jak wielka jest produkcja filmów o tematyce gejowskiej. Bardzo mnie to , może nie zaskoczyło, co raczej dało dużo do myślenia.
A jeśli chodzi o filmy w tych tematach to wczoraj widziałam film "Secon skin" (Hiszpania 1999r, reż Gerardo Vera) - bardzo dobry film o rozterkach i romansie. Nie widziałam jeszcze filmu gdzie tak ładnie i naturalnie pokazują miłość między dwoma mężczyznami. Który w dodatku nie ogranicza się do "szokowania gejostwem", tylko gdzie historia idzie znacznie głębiej. Polecam. Ja go tak zachwalam (chociaż oglądając go denerwowałam się na bohaterów), a ciekawe czy wam się będzie podobać.
Więcej do poczytania o festiwalu w Filadelfii na stronie festiwalowej:
http://www.phillyfests.com/piglff/templates/home.cfm
Pudzian's power
Pudzianek obrasta w mięśnie i umiejętności!
Od piątku pomagam moim znajomym remontować dom, który kupili i który trzeba totalnie odnowić. Jak skończymy wymieniać belki w stropie i zrobimy sufit to mam zamiar się tam wprowadzić:) Dom ledwo stoi na nogach.
W piątek wycinaliśmy stare belki w suficie, mierzyliśmy i cieliśmy nowe. Odbyłam też wycieczkę do sklepu po długą listę specjjalistycznych zakupów. Miałam super zabawę z panem w sklepie- bo wszysktie słowa były dla mnie nowe i miałam je skrzętnie spisane na karteczce:)) Wykazałam się też darem przekonywania i pan specjalnie dla mnie wyszukał z zaplecza więcej bolts with extra washers and with nuts. (niech pozostanie dla was tajemnicą co to wszystko znaczy:)). Nosiłyśmy też z Kathy skrzynki cegieł z jakiegoś innego rozwalonego domu.
W sobotę okazało się że trzeba wyburzyć kawałek ściany i wymurować od nowa. Wczoraj więc zajmowałam się kuciem cegieł na plasterki (- jestem już profesjonalistką w tej dziedzinie, mogę zrobić wam cegłę dowolnych rozmiarów). A następnie wymurowałam kawał ściany.
Słowo na sobotę:
chisels
W niedzielę wolne od "obowiązków domowych". Aby oodpowiednio święcić niedzielę poszłam za radą Ewy i pomogłam się jej i Michałowi przenieść na Farragut Street (noszenie w dół i w górę pudeł). Atrakcją akcji było wiezienie Michała zrolowanego w bagażniku kombi trzymającego biurko żeby nie wypadło przez otwartą klapę. Wszystko udało się bardzo precyzyjnie! :))
Od piątku pomagam moim znajomym remontować dom, który kupili i który trzeba totalnie odnowić. Jak skończymy wymieniać belki w stropie i zrobimy sufit to mam zamiar się tam wprowadzić:) Dom ledwo stoi na nogach.
W piątek wycinaliśmy stare belki w suficie, mierzyliśmy i cieliśmy nowe. Odbyłam też wycieczkę do sklepu po długą listę specjjalistycznych zakupów. Miałam super zabawę z panem w sklepie- bo wszysktie słowa były dla mnie nowe i miałam je skrzętnie spisane na karteczce:)) Wykazałam się też darem przekonywania i pan specjalnie dla mnie wyszukał z zaplecza więcej bolts with extra washers and with nuts. (niech pozostanie dla was tajemnicą co to wszystko znaczy:)). Nosiłyśmy też z Kathy skrzynki cegieł z jakiegoś innego rozwalonego domu.
W sobotę okazało się że trzeba wyburzyć kawałek ściany i wymurować od nowa. Wczoraj więc zajmowałam się kuciem cegieł na plasterki (- jestem już profesjonalistką w tej dziedzinie, mogę zrobić wam cegłę dowolnych rozmiarów). A następnie wymurowałam kawał ściany.
Słowo na sobotę:
chisels
W niedzielę wolne od "obowiązków domowych". Aby oodpowiednio święcić niedzielę poszłam za radą Ewy i pomogłam się jej i Michałowi przenieść na Farragut Street (noszenie w dół i w górę pudeł). Atrakcją akcji było wiezienie Michała zrolowanego w bagażniku kombi trzymającego biurko żeby nie wypadło przez otwartą klapę. Wszystko udało się bardzo precyzyjnie! :))
Village of Arts and Humanities
W czwartek wybrałam się do miejsca gdzie pracuje Brian : Village of Arts and Humanities. Jest to taki...eeee... dom kultury...nie wiem jak to nazwać. W północnej Filadelfii.
Będę im pomagać przy kilku projektach (organizują wakacyjne zajęcia dla nastolatków z okolicy). Będzie to dwa tygodnie pracy o poranku, co oznacza że będę musiała wstawać koło.... 7 rano!!! och. A potem rowerkiem na do North Philly:)
W pierwszym tygodniu będziemy robić komiks ze zdjęć który będzie historią tego miejsca.
W drugim tygodniu zaprojektujemy i wykonamy mural- czyli taką mozaikę gdzieś na murze tam w okolicy.
Strasznie mi się podoba to miejsce, które stworzyli na kilku ulicach dookoła siebie- fajna przestrzeń z kolorowymi mozajkami na ścianach i chodnikach, dziwnymi rzeźbami, mini altankami oraz ogródkami (osobno dla dzieci, a osobno dla starszych).
Strasznie spodobał mi się Homer, który jest szefem tego wszystkiego- pasjonat i wizjoner. Co to z iskrą w oku opowiada jakie kafelki właśnie kładzie z nastolatkami w łazience.
Nie maja niestety oficjalnej strony , ale można sobie obejrzeć kilka zdjęć i poczytać o nich tutaj:
http://www.pps.org/great_public_spaces/one?public_place_id=567&public_place_id=567
Będę im pomagać przy kilku projektach (organizują wakacyjne zajęcia dla nastolatków z okolicy). Będzie to dwa tygodnie pracy o poranku, co oznacza że będę musiała wstawać koło.... 7 rano!!! och. A potem rowerkiem na do North Philly:)
W pierwszym tygodniu będziemy robić komiks ze zdjęć który będzie historią tego miejsca.
W drugim tygodniu zaprojektujemy i wykonamy mural- czyli taką mozaikę gdzieś na murze tam w okolicy.
Strasznie mi się podoba to miejsce, które stworzyli na kilku ulicach dookoła siebie- fajna przestrzeń z kolorowymi mozajkami na ścianach i chodnikach, dziwnymi rzeźbami, mini altankami oraz ogródkami (osobno dla dzieci, a osobno dla starszych).
Strasznie spodobał mi się Homer, który jest szefem tego wszystkiego- pasjonat i wizjoner. Co to z iskrą w oku opowiada jakie kafelki właśnie kładzie z nastolatkami w łazience.
Nie maja niestety oficjalnej strony , ale można sobie obejrzeć kilka zdjęć i poczytać o nich tutaj:
http://www.pps.org/great_public_spaces/one?public_place_id=567&public_place_id=567
4th of July
Oficjalny dzień Barbekju. W parku granie we frizbi, siatkę, granie na bębnach, zawody w nogę, rugby, rzucanie w lewo i w prawo fajerwerkami.
A najbardziej niesamowiete ze wszystkiego są świetliki które są grube i wielkie. O zmroku zaczynają latać 30cm nad trawnikami- wygląda to jak magiczny dywan z Harry Pottera. Coś nie-sa-mo-wi-te-go! Jeeeja!
Późniejszym wieczorem przedarliśmy się przez koncert na którym zgromadziły się tłumy (byłam dzielnym kierowcą– moja pierwsza przejażdżka samochodem po Philly!). Wdarliśmy się na dach Kirstiny i oglądaliśmy najdłuższe fajerwerki świata (wielbicielom fajerwerków mogę powiedzieć, że nawet najzajebistrze sztuczne ognie nudzą się po 20 min...taaaa).
Zdjęcia z wieczoru mamy bardzo ładne- zjarzyjcie sobie do fotoalbumu moich przyjaciół:
http://theytoday.myphotoalbum.com/view_album.php?set_albumName=album36
A najbardziej niesamowiete ze wszystkiego są świetliki które są grube i wielkie. O zmroku zaczynają latać 30cm nad trawnikami- wygląda to jak magiczny dywan z Harry Pottera. Coś nie-sa-mo-wi-te-go! Jeeeja!
Późniejszym wieczorem przedarliśmy się przez koncert na którym zgromadziły się tłumy (byłam dzielnym kierowcą– moja pierwsza przejażdżka samochodem po Philly!). Wdarliśmy się na dach Kirstiny i oglądaliśmy najdłuższe fajerwerki świata (wielbicielom fajerwerków mogę powiedzieć, że nawet najzajebistrze sztuczne ognie nudzą się po 20 min...taaaa).
Zdjęcia z wieczoru mamy bardzo ładne- zjarzyjcie sobie do fotoalbumu moich przyjaciół:
http://theytoday.myphotoalbum.com/view_album.php?set_albumName=album36
piątek, kwietnia 07, 2006
Subskrybuj:
Posty (Atom)